top of page

CHRYSTUS Z KULĄ ZIEMSKĄ W RĘKU

czyli

historia zabytkowo-traumatyczna

 

       Szedłem ulicą 1 Maja w kierunku ulicy Partyzantów. Naprzeciw Teatru im. Stefana Jaracza, niedaleko jego pomnika, mój wzrok przykuł niewielki obelisk z napisem Plac Trzech Krzyży. Zatrzymałem się, by przeczytać, co jeszcze jest tam napisane.

- To najmniejszy z olsztyńskich placów – zagadnął mnie jakiś staruszek. Skinąłem głową nie chcąc wchodzić w dyskusję, bo dziadek wyglądał na poszukującego kontaktu i słuchacza. – Ale nijak się ma do Placu Trzech Krzyży w Warszawie. Ponoć tutejszy plac nazwali tak przez pomyłkę, bo przed wojną była tu ulica Krzyżowa. Wiesz pan, że tu gdzie pan teraz stoisz był na początku osiemnastego wieku dom zarazy i cmentarz? No, mało kto o tym wie. Jak dżuma przeszła przez Olsztyn, to ci, co ocaleli postawili tu pomnik Chrystusa z kulą ziemską w ręku. Na pamiątkę. Po wojnie i zdobyciu miasta, ówczesnym władzom nie podobał się pomnik w centrum miasta i kazali go usunąć. Byłem przy tym jak go rozbierali i wywozili na wysypisko śmieci. Aż serce mi się ściskało. Taki zabytek. Najstarszy pomnik w Olsztynie wylądował na śmietnisku. Oficjalnie, jako konserwator zabytków protestowałem przeciw niszczeniu takich pamiątek, ale sprawa była bardzo delikatna. Wiesz pan, głęboka komuna, a tu symbol religijny. Pamiętam, że wtedy, pod osłoną nocy, pojechałem na wysypisko, odnalazłem pomnik i przywiozłem go do domu. Myślałem, że żona mnie zabije. Wyobraź pan sobie M2, w jednym pokoju z kuchnią moi rodzice, a w drugim ja z żoną, dwiema córkami i trzecim dzieckiem w drodze. I do tego wszystkiego Chrystus z kulą ziemską. Żona straszyła mnie, że nas wszystkich za to wsadzą do więzienia, ale ja nie mogłem pozwolić, by zabytek niszczał na śmietnisku. Z drugiej strony sprawa przywrócenia go, na oficjalny wniosek konserwatora zabytków, zaszła już tak daleko, że w każdej chwili mogli zadecydować o jego powrocie na dawne miejsce. No i miałem dylemat. Wywiozę z powrotem na śmietnik, a nie zaakceptują przywrócenia to zniszczeje zabytek. Albo zaakceptują jego powrót, a go tam nie będzie, to zrobią dochodzenie i trafią do mnie, a wtedy ja i rodzina trafimy do więzienia. Najlepiej więc było mieć dwa pomniki. I tu z pomocą pospieszył mój ojciec, który przed wojną pracował jako kamieniarz. Dzięki licznym znajomościom i litrom bimbru udało się załatwić bryłę piaskowca. Co prawda zbyt małą, by nowa rzeźba dorównywała wielkością oryginałowi, ale nie mieliśmy innego wyjścia. Pamiętam, że ojciec pracował dniami i nocami, a w domu było pełno pyłu. Zbyt prędko władze zgodziły się na oddanie pomnika, co spowodowało, że ojciec nie zdążył z jego dokończeniem. Oryginalnie Chrystus odziany w szatę miał nagi prawy bok i uniesione ramię, a w wykonaniu mojego ojca wyglądał, jakby pod jedną szatą miał drugą, zakrywającą bok i ramię. Pamiętam, że w nocy wieźliśmy rzeźbę na śmietnisko i tam oblaliśmy je różnymi chemikaliami, by pomnik staro wyglądał. Następnego dnia, oficjalnie odnaleziony Chrystus z kulą ziemską, został przewieziony pod kościół pw. Najświętszego Serca Jezusowego i tam stoi do dzisiaj.

- Dlaczego nie oddał pan oryginalnego pomnika? – zapytałem.

- Bo w domu doznał niezręcznego wypadku. Otóż raz moja żona wściekła zamachnęła się na mnie szmatą. Robiąc unik zderzyłem się z Chrystusem i przewróciłem go. Pomnik stracił głowę, prawe ramię i część kuli symbolizującej ziemię. Nie było szansy naprawy.

- Ale dlaczego o tym wszystkim mi pan mówi?

- Dla spokoju sumienia – powiedział staruszek odchodząc. – Bo za życia nie miałem odwagi.

bottom of page